piątek, 10 kwietnia 2015

Dlaczego gram w gry wojenne (a nie inne)

Odkąd sięgam pamięcią wojsko zawsze mnie interesowało. W telewizji najbardziej lubiłem oglądać "Czterech pancernych", "Hansa Klossa", a już takie filmy jak "Jarzębina czerwona" robiły takie wrażenie że... Zresztą nie tylko na mnie. Połowa chłopaków w szkole bawiła się wojnę strzelająć z karabinów z robionych z patyków (jeden kolego miał nawet replikę MP40 wykonaną z drewna przez jego ojca -  wszyscy mu zazdrościli)
Samo rodzinne miasto sprzyjało takim zabawom. W latach 80-tych ciągle były obecne pozostałości po wojnie w postaci zrujnowanego pałacu Dohnów i zniszczonych zabudowa\n starówki, w których się ganialiśmy. Poza tym w lasach i na poligonie można było znaleźć masę wszelakiego dobra: granaty ćwiczebne, łuski, maski pgaz, a nawet stare, zardzewiałe karabiny.
Rodzice z kolei podsycali to zainteresowanie kupując mi "żołnierzyki". W latach 80-tych można było dostać w sklepach z zabawkami figurki rycerzy, żołnierzy, Indian itp. do wyboru, do koloru. To podsycało wyobraźnię. Potem przyszedł czas na "Żołnierza polskiego" i "TBiU".
Aż w końcu gdy byłem starszy zacząłem się zastanawiać jak tego wszystkiego się używało. Chciałem zobaczyć jakby to było strzelać z pepeszy, jeździć Tygrysem, czy latać Hurricanem. Przypominam, że wtedy komputer był dobrem praktycznie nieosiągalnym, a nawet gdy już był to jakakolwiek strategia była prawie nieosiągalna (pamiętam do dziś grę "Legions of Death", Rzym kontra Kartagina na Atarusie wgrywaną z kasety grana na telewizorze kolorowym Rubin - to było coś).
I w tym momencie pojawiły się w moim życiu pierwsze gry strategiczne wydawnictwa Dragon: "Wojny napoleońskie" i "Ardeny". Miałem nieco ponad 13 lat i początki były trudne. Dość powiedzieć, że po przeczytaniu instrukcji myślałem, że punkty ruchu są na całą grę a nie na etap. Także odłożyłem je w kąt bo były za trudne.
Jednak cały czas grałem w inne gry: Magia i miecz, Monopoly, gry ze Świata Młodych. Sama idea przeniesienia historii, tego o czym się czytało książki na planszę była dla mnie ciągle atrakcyjna.
Wtedy dopiero ponownie zapoznałem się z grami  strategicznymi, najpierw dragonowskimi, potem innych wydawnictw. I tak jest do dzisiaj, stanowią one mój ulubiony rodzaj gier.
Lubię je ponieważ dają mi emocje, współzawodnictwa i to, że potrafię odnieść to co się dzieje na planszy do scen z filmów, książek i komiksów. Pozwalają poprowadzić wydarzenia tak jak ja tego chcę i patrzeć na wywołane zmiany. Pozwalają też spotykać się z naprawdę fajnymi ludźmi.
Do tego (to chyba zostało mi z dzieciństwa:-) jeżeli widzę na planszy żeton z rysunkiem czołgu to fatycznie słyszę warkot grzanych silników, zapach spalin. Słyszę kanonadę armat, terkot karabinów maszynowych i potężne "Urrra" radzieckich żołnierzy w ataku.
I tak to działa w moim przypadku. Dlatego jeżeli masz podobne zainteresowania to warto spróbować tej formy rozrywki, bo dla osoby zainteresowanej historią i militariami rozgrywka w strategiczne gry wojenne daje ogromną frajdę i emocje. No i oczywiście radość ze zwycięstwa:-).

3 komentarze:

  1. Ja zaczynałem od Krety (w którą rozegrałem może z 5 gier, cały czas był problem ze sparingpartnerami - zanim się rozłożyło wszystkie żetony, wena na grę się kończyła). Potem była Pustynna Burza z jej koszmarnymi fioletowymi i różowymi żetonami (nie grana do końca ani razu), a teraz są bitewniaki :)

    OdpowiedzUsuń